Obserwatorzy

sobota, 14 kwietnia 2012

Wielkanoc

W sobotę konczyłyśmy przygotowania nieustannie nicując futerka bliżnich,jak na Wielką sobotę przystało.Zrobiłyśmy ostatnie zakupy i święta czas zacząć!
Do niedzielnego sniadania zasiedliśmy póżno,co,gdyby nie obecnosć A i M.zakończyłoby się awanturą lub co najmniej kwaśnymi uwagami.Na szczęście nie robi to już na mnie wrażenia.
Tradycyjnie głównym daniem są u nas jaja faszerowane na ciepło.Przepada za nimi Zuzia,niestety byla zaziębiona i nawet ulubione danie nie poprawilo samopoczucia. Potem Mareczek opowiedział  straszny sen o zombie  a Zuzia swój kultowy sen o głowie. Obśmialiśmy się jak norki.Do szczęścia brakowało mi  tylko moich warszawskich dzieci.
W beczce miodu zawsze być musi łyżka dziegciu.
Potem pojechaliśmy do G.w ciut okrojonym składzie,czym nikt się specjalnie nie zmartwił.
Wieczór okazał sie nad wyraz udany głownie dzięki duetowi MM.Dawno tak się nie uśmialam !





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz