Obserwatorzy

piątek, 22 marca 2013

Wspominki

Nie pamiętam tak snieżnego  i mrożnego marca na suwalszczyżnie.Dziś zapowiada sie rekordowo zimna noc,nie kłamał mój ulubiony pan Zubilewicz od pogody.
Siedzimy z Franią pod kocem i w miłym ciepełku przebiegam w myślach marce,które były.
No i jeden taki szczególnie utkwil mi w pamięci.Mieszkałam w Gibach,wiosce malowniczo rozłożonej nad jeziorem Gieret,w Domu Nauczyciela a moja sasiadką była A.z mężem H. i synkiem K.
Była to osoba podobnie jak ja nie pasująca do realiów wioski poniewaz nie tolerowała picia alkoholu szczególnie w takich ilosciach i w każdych okolicznościach jak miało to miejsce w G. w odróżnieniu do zacnego małzonka,który będąc sekretarzem gminy spożywał w ilościach nieregalmentowanych.
A.była w zaawansowanej ciąży.,pracowała w sąsiednim miasteczku Sejny,co dnia dojezdżała autobusem.Tego marcowego dnia bylo zimno,mokro,przygnębiająco.Słyszałam jak A.wchodzi do mieszkania,jej wściekły głos,jakis łoskot i przerażona A. wpadła do mnie z ptakiem w oku,krzycząc od progu,że zabiła H. Bałam się,że będę za chwilę odbierać poród,starałam się ją uspokoić. W końcu opowiedziała,że H.znów się nałykał,straciła cierpliwośc i zdjętym kozakiem przywałiła w głowę.H.padł i mimo prób ocucenia nie dawał znaków życia-czyli trup. Co prawda zabić kozakiem raczej trudno ale cuda sie zdarzają. Poleciłam A.żeby wzięła garnek zimnej wody i wylała na denata zatykajac mu nos.Denat nie drgnął. Poszłam więc go obejrzeć,faktycznie jak denat.Doszłyśmy do wniosku,że to serce i trzeba karetkę.To były czasy,kiedy dzwonić można bylo jedynie z poczty.Poczta w kurnej chałupie była przez drogę.Poleciałam i po wyjątkowo krótkiej chwili panienka zakrzyknęła -łończę, niech  mówi! Wezwałam pogotowie bacząc na tekst,bo panienka miała maksymalnie nastroszone uszy,po czym zakrzyknęła : rozłańczam ! a ja pomknęłam do domu zabrać do siebie K,żeby nie był dalszym świadkiem.Pogotowie  przyjechało na sygnale.Panią dr. znałyśmy z ośrodka zdrowia,bardzo miła,od razu podeszła do leżącego na dywaniae denata. I zanim go zdążyła dotknąć, ten ożył ,spojrzał wyniośle ,podniósł się i wymaszerował z pokoju.A.padła na dywan na którym przed chwilą żegnała ślubnego i to jej udzielano pierwszej pomocy.Niestety, nie dało to do myślenia mężusiowi, nadal nadużywał,tyle,że A. doszła do wniosku,że szkoda i  kozaków i jej nerwów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz