Obserwatorzy

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Co komu pisane...

Poniedziałek wielkanocny zimny i wietrzny ale już bez śniegu. Wróciłam ze szpitala jak zwykle zdołowana, pełna obaw i lęku. Co dalej. Opowiem w skrócie. 23 luty, S. trafia zupełnie niespodziewanie do szpitala. Diagnoza zwala z nóg- rozległy udar krwotoczny. Stan poważny, powoli mija zagrożenie ale chory jest nielogiczny,brak kontaktu,nie poznaje, nie wie gdzie jest.
Ze względu na bezpieczeństwo ma krępowane ręce. Po jakimś czasie nogi. Protestujemy,krępowanie chorego na oddziale neurologicznym i każdym innym jest prawnie zabronione. Ręce jednak muszą pozostać unieruchomione,bo chory uporczywie usiłuje wyjść z łózka. 17 marca po próbie pionowania łóżko zostaje niezabezpieczone barierkami, chory pozostawiony sam sobie usiłuje  stanąć na podłodze. Pada, łamie główkę kości udowej. Winnych zaniedbania nie ma,szafuje się argumentem,że i w domu zdarzają się wypadki. Nie pada  słowo przepraszam ani od pielęgniarek ani od lekarza. Chory przeniesiony na ortopedię jest operowany,ma endoprotezę. Ale ponieważ nadal jest niekomunikatywny nie przysługuje mu rehabilitacja neurologiczna. Raz dziennie przychodzi rehabilitant i uczy chodzić przez parę minut. Na razie S. jest w szpitalu,chodzimy co dnia,,ordynator nie robi wielkich nadziei w kwestii chodzenia. Oddział jest zdewastowany,łóżka sponiewierane, podłogi z plackami łysin w linoleum,szafki zdezelowane.  Opieka pielęgniarska adekwatna do stanu technicznego. Nie uogólniam, są panie które  traktują swoje obowiązki rzetelnie,są miłe,przyjazne. Generalnie taki skomplikowany chory,bo udar i złamanie jest persona non grata. Zderzenie ze szpitalnymi realiami, jego codziennością okazało się bolesne i szokujące. Znieczulica , obojętność, niechęć. .Wracam po tych odwiedzinach obolała psychicznie,spanikowana,co dalej . A na progu,tuż pod drzwiami czeka mnie moja hultajska trójka. Zgodnym chórem domagają się głasków i zainteresowania.  Nie miałam czasu ani głowy,żeby szukać domu Meli,wszystko wskazuje na to,że będzie z nami. Nie wiem jak poradzę z trójką zwierzaków i inwalidą. Ale gdyby ich nie było zwariowałabym od niewesołych myśli w pustym domu. Mela jest malutka,ale nieprawdopodobnie skoczna,żywa, odważna. Próbuje podporządkować Franię,wyjada  z miseczek,wchodzi dosłownie w kazdą mysią dziurę. A wieczorem przychodzi,układa się blisko mnie i mruczy jak mały traktorek. Z Bogusiem wyprawiają szaleństwa, czasem nawet Frania ruszy swój dostojny ogon .Dobrze,że są.











18 komentarzy:

  1. Współczuję Ci , ale bądź dobrej myśli.
    Zawsze na początku jest najgorzej,
    ale potem jakoś powoli się układa...
    A koty przynajmniej odrywają myśli...
    Pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za dodanie otuchy,w takiej sytuacji trudno myśleć pozytywnie,ale staram się.

      Usuń
  2. Bardzo mi przykro, że spotkało Cę coś tak trudnego. Koty są wspaniałym odsresowywaczem. A polska służba zdrowia to ja się czasem zastanawiam po co jest, bo raczej nie po to by pomagać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tej pory udawało mi się unikac kontaktów ze słuzba zdrowia. Tym bardziej bolesne okazało się zderzenie z nią.

      Usuń
  3. Współczuję Ci tych zmagań. Wiem jakie to straszne. Ale człowiek ma w sobie niepomierne siły... Bądź dobrej myśli, że jakoś się to ułoży, na pewno się musi ułożyć ale będzie ciężko.
    Koty przynoszą Ci radość i zapomnienie, tak jak u mnie pieski. Nie wyobrażam sobie mieszkania bez zwierząt. Twoje koteczki są piękne i takie podobne do siebie, prawie lustrzane odbicia:)
    Zyczę siły, wytrwałości i zdrowia! Sciskam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za słowa pociechy. Okazuje się- nie pierwszy zresztą raz,że kiedy musisz zmierzyć się z nieszczęściem dookoła ciebie robi się pustka.Dlatego tak ważny jest każdy gest przyjazni w sytuacji,kiedy zwątpienie sięga dna.Moje koty chyba czują,ze żle się dzieje,bo biegają za mną krok w krok. dzięki raz jeszcze!

      Usuń
  4. Bardzo mi przykro :( zawsze w takich miejscach najbardziej zdumiewa i boli mnie brak empatii i znieczulica. Ze szpitalem miałam tylko raz do czynienia tak na dłużej i powaznie, kiedy trafiła do niego moja babcia. Byłam w szoku co tam się wyprawiało...Bo dla personelu osoba po 85 roku życia jest skreślona, stara babka która kiedyś przecież musi umrzeć...nie ważne że dla kogoś jest matką/babcią... za ogromne odleżyny nie było słowa przepraszamy.... Wiem jak to jest, rozumiem przez co przechodzicie i człowieka trafia dosłownie.... Trzymam kciuki, bądźcie silni a futerka na pewno jakoś umilą ten trudny czas, bo one takie nieświadome problemów..... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz rację,szpital to najczęściej okropne miejsce.
    Tylko w Leśnej Górze jest tak,jak być powinno.
    A przecież przysięga Primum non nocere do czegos zobowiązuje. A moze teraz już nie składa się przysięgi?To co obserwuję przez dwa miesiące będąc co dnia to nie mieści się w głowie.Gdybym potrafiła wręczać upominki,może byłoby inaczej,niestety,w mojej szkole życia nie było lekcji pt. łapownictwo.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo współczuję Kociafraniu :(((
    Najgorsze że nasza służbie zdrowia woła o pomstę do nieba :/
    Moc ciepłych myśli posyłam ...
    A kotki niech wnoszą w Twoje życie dużo radości !

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję,każde dobre słowo w mojej sytuacji jest niezwykle ważne.Pozdrawiamy,ja i futerka.

    OdpowiedzUsuń
  8. mi ostatnio też niezbyt się w życiu układa a w domu 9 kociaków + 2 dochodzące, śpiące w pokoiku przy wejściu do domu ale prawda jest taka, że to przy nich się odstresowuję na dodatek czynności : głaski, karmienie, sprzątanie kuwet daje mi odpoczynek od wstrętnych mysli
    trzymaj się dzielnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. To prawda, futerka mobilizują mnie do podniesienia się z łóżka,zajęcia się nimi, a rozrabiacze Boguś i Mela czy chcę czy nie sprawiają,ze patrzę na ich szalone pomysły i smieję się,chociaż normalnie już nie potrafię. Pozdrawiam i życzę wyjścia z zawirowań. Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przykro mi,wiem co to zmagać się z człowiekiem po udarze,ale na wszystko potrzebny jest czas.
    To są niezwykle małe kroczki,którymi posuwa się do przodu,ciągła praca,nauka od nowa,mnóstwo cierpliwości,ale rezultaty są ,z każdego małego sukcesu człowiek się cieszy,myślę że i u Was też tak będzie.
    Niestety służba zdrowia jest jaka jest i to jest przykre
    Wiesz Kociafraniu myślę, że kociaki doskonale wyczuwają Twoją wewnętrzną walkę,dzięki nim możesz sama się odstresować,a to w Twoim przypadku jest bardzo ważne,teraz musisz mieć siłę za dwóch.
    Przytulam i przesyłam same ciepłe myśli.

    OdpowiedzUsuń
  11. Małgosiu,dzięki za wsparcie.Niestety,u mnie raczej nie ma szans na szczęśliwe zakończenie. Złamanie szyjki kości udowej nie daje nadziei na samodzielne poruszanie się. A służba zdrowia ma niewiele wspólnego ze zdrowiem a jeszcze mniej z pacjentem. Minister tego bałaganu powinien ruszyć swój dostojny hrabiowski tyłek zza biurka i osobiście przekonać się jak funkcjonuje ten system na zapyziałej prowincji. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jest mi bardzo przykro, że masz takie trudne problemy teraz w swoim życiu. Mam jednak nadzieję, że wszystko się jakoś z czasem ułoży. Opieka w szpitalu mnie przeraża. Czyżby personel ogarnęła jakaś znieczulica. To jest straszne. Dobrze, że masz kotki, masz trochę obowiązków związanych z nimi, ale i przyjemność bycia z nimi i zabawy. Chociaż na chwilę zapominasz o problemach. Pozdrawiam i trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wsparcie,bardzo jest mi potrzebne,bo jak się okazuje, w biedzie przyjaciół nie przybywa. Staram się normalnie funkcjonować ale kiedy wracam z ZOL-u, jestem rozwalona kompletnie. Służba zdrowia jest chora,jak więc moze leczyć,wspomagać, dawać nadzieję?

      Usuń
  13. Że też wszędzie tam, gdzie są ludzie wynikają tak niemiłe konsekwencje. Będzie dobrze. Nie trać nadziei.
    Pozdrawiam
    zolza73.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam już skąd brać tej nadziei. Dziękuję za odwiedziny i dobre słowo. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń