Obserwatorzy

sobota, 31 grudnia 2011

Sylwester




Lubsko,restauracja Zacisze.
Siedzimy w kolejności:ja,mój ,pożal się Boże małzonek,Leon Letki,fizyk z liceum,Renia Kruszyńska,Lucyna(nomen-omen),Leszek Kruszyński,kawałek Tadeusza i Ziutki Mądrzyckich.Niewidoczni Mela i Janek Spurgiaszowie.
To był pierwszy Sylwester w nowej życiowej konfiguracji.Nieudany i smutny.Każdy następny był jeszcze gorszy.

czwartek, 29 grudnia 2011

Potraw było 12!

A babcia  Basia znów z pierogiem.....
 
Po kolei:Babcia Dusia,Zuzia,kawałek głowy Gosi, babcia Basia z pierogiem dziadek Kacper,dziadek Sławek,Marek robi zdjęcie.

Wigilia 2011

Barszczyk tradycyjnie już ugotowala babcia Dusia a podawała Zuzia.

Rudy Henryś

Wraz z Amelką pojawił się i został kocur-Rudy Henryś.
Niestety,jest niemile widziany na salonach,bo lubi znaczyć teren.
Ale zawsze może sie schronić kiedy jest zimno deszczowo czy mrozno.Zawsze też może liczyć na pełną miseczkę.

.....

Amelka z córczką,która zaginęła,a może w co bardzo chcę wierzyć została przygarnięta.

Amelka

To rezydentka Amelka,nazywana tez brzydko:Beksa.
Amelka pojawiła się nie wiadomo skąd na Ogrodowej,była malutka,zabiedzona,śliczna.Na szczęście trafiła na ludzi litościwych i pierwsza zimę spędziła w ciepłej piwnicy dokarmiana przez dobrych ludzi.Ale wiadomo było,że będzie problem.Pierwszy kociak nie przezył.Kolejne kociaki pojawiły się chyba w czerwcu.Jednemu znaleziono dom,jeden nie przezył a koteczka zaginęła.
zapadła decyzja o sterylizacji Amelki.Szczęśliwie była mozliwosc pokrycia kosztów przez suwalski oddział TOZ.Amelka jest teraz szczęśliwą kotką,ma jedzenie i przyjazny dom,gdzie może,kiedy chce ,pomieszkać .

niedziela, 18 grudnia 2011

Norma była z nami blisko 10 lat.Miała trójkę dzieci:dwie córki i syna.Jedna sunia

 była czarna z białymi skarpetami i fularem,pozostala dwójka  blizniaczo podobna do niej.Szczeniaki to był nieprzemyslany krok,wynikał z małej wiedzy o psach ,braku rzetelnej informacji i kompetentnych weterynarzy.
Potem pojawiła się Zuzia ,przybyło mi obowiązków ale obie dziewczyny polubiły się i obecność Normy nie przeszkadzała w niczym.Uważam,że jeśli jest taka możliwość,dziecko od początku powinno wychowywać się ze zwierzakiem.Taka decyzja musi byc przemyslana,rozważona,bo brak wyobrazni i odpowiedzialności może skończyc sie żle.Niedopuszczalne jest pozbywać się zwierzęcia,kiedy urodzi się dziecko.Pies wychowywany bez agresji,przemocy w atmosferze przyjażni i spokoju nie zrobi krzywdy.
Normisia umarła,kiedy Zuzia miała pięc lat.Ale przyjazne uczucia dla zwierząt zostały.W domu Zuzi są dwie sunie przygarnięte z biedy i poniewierki :Pola i Kojo a ostatnio para dochodzących kociaków Rudy Henryś i Amelka primo voto Beksa.Juz w trakcie studiow Zuzia ze swoim chłopakiem przygarnęli Dafika,piękna kundysię z rasą w tle.
Normisię zabił nowotwór mózgu.
Pola i Kojo

CV

Norma przyjechała z Sejn,prawdopodobnie uratowaliśmy jej życie.Hodowca musiał byc z tych,którzy sukę i szczeniaki traktuja jako żródlo dochodu nie dbając o zaspokojenie podstawowych potrzeb zwierząt z których w koncu zyje.Ale takie dzikie hodowle były i będą dopóki nie zmieni się prawo dotyczące zwierząt a nade wszystko póki nie będzie ono konsekwentnie przestrzegane.Tak więc mała Normisia była zaniedbana, bardzo lękliwa ale tak piękna,że zakochaliśmy sie w niej wszyscy,no,prawie wszyscy.Była podobna do małej sarenki;długa szyja,smukłe ciałko i przepiękne błękitne oczy.Te oczy to poważna usterka u doga,dyskwalifikująca ja na pokazach.Ale ona miała być członkiem rodziny a nie bywalczynia psich wybiegów.Szara czarno,nieregularnie cętkowana na długich smukłych nóżkach,cudo.
Ze względu na trudności w zdobyciu dobrej szczepionki długo nie wychodziła na spacery za wyjątkiem tych koniecznych.W końcu szczepionkę przysłała Zosia z Austrii i pobliskie łąki stanęły otworem.Zgodnie z ówczesnymi wymogami miała wyprofilowane i przycięte uszy.Jak dobrze,że dzis chirurgiczne interwencje tego rodzaju są zabronione!
W opiece nad nią pomagali G i R.,który był w ostatniej klasie liceum.Potem także Marek.Była moją towarzyszką w pracach działkowych,chodziłyśmy polną drogą,tam i z powrotem 6 km.Na tej drodze czekały nas różne miłe niespodzianki:zające,które mozna było gonić do utraty tchu,rózne stworzonka zagrzebane w trawie i łany zbóż,w których gonitwa była niewypowiedzianą przyjemnoscią.
Któregoś razu przysiadłyśmy,żeby chwile odpocząć .Patrzę a na ścieżce naprzeciw nas przykucnął zając,gotowy do zabawy.na przeciw niego Normitka rozpłaszcona na ziemi,tez do zabawy.Zbliża sie do zająca i....nagle orientują się oboje,że bawić się ze soba nie będą! Zając popędził w pole,norma za nim.Ale szans nie miała,bo zając kluczy,a pies tak duży jak ona nie wyrobi na zakrętach .
Norm uwielbial dzialkę.prze[padała za truskawkami-kiedyś dostała uczulenia!Wiśnie z niższych gałązek obrywała sama,nigdy niczego nie zniszczyła,na siusiu wychodziła na ścieżkę.
Mimo kłopotów z zaopatrzeniem,obowiązkami spacerowymi,chorobami to był bardzo szczęśliwy czas w moim życiu.Bardzo ją kochałam i do dziś kiedy myślę o niej czuję fizyczny wprost ból.Bo to nieprawda,że czas goi rany,on je tylko zasklepia.I dzieje się tak,kiedy myślę o Soni,Misiuni,Lucku,Orfiku i wszystkich zwierzętach,które miałam,znałam a które są juz za Tęczowym Mostem.

sobota, 10 grudnia 2011

Norma

                       Piękna dożyca,szara arlekinka pojawiła się w naszym domu w  lutym 1981roku.Trwał stan wojenny, zima była wyjątkowo mrożna.Projekt kupna psa powstał nieoczekiwanie,był to pomysł pana domu popierany przez M.iR.Ja nie chciałam,miałam świadomość,że to ogromny obowiązek,duży pies-dużo jedzenia i ruchu a tu kartki na mięso,kłopoty z zaopatrzeniem,moja praca w różnych godzinach.Ale zostałam spacyfikowana iw dodatku  zapłaciłam za ten nabytek z własnej kieszeni-wpadły mi wtedy niespodziewane pieniądze.Wtedy jeszcze nie wiedziałam,że istnieje słowo "asertywny".Nie miałam żadnego doświadczenia w zaspokajaniu psich potrzeb,literatury nie było praktycznie żadnej-koszmar.M. zdobyła książkę Gdy zachoruje pies i była to moja biblia dopóki Normisia była z nami.Potem przekazałam ją M.,kiedy u niej pojawiła się Poleczka,było to już po smierci Normy.

czwartek, 8 grudnia 2011

Dalej o Zuzi

W otoczeniu Zuzi nie było rówiesników,przebywała w towarzystwie dorosłych co oczywiście nie było dla niej korzystne.No i zapadła decyzja-Zuzia pójdzie do przedszkola.Przedszkole miało opinie najlepszego w mieście .Fakt,panie były przemiłe.lubiły swoją pracę,ale były to jeszcze czasy,że lepsze zabawki stały wysoko i można było się nimi pobawić w drodze wyjątku,za wybitne zasługi np.grzeczne leżakowanie,czy nie rzucanie ziemniakami w czasie obiadu.
Zuzia,jak większość malców bardzo przeżyła tę zmianę.Przychodziłam po nią przed leżakowaniem,zabierałam do siebie lub szłyśmy do jej domu.
Były łzy,protesty,ale trzeba przez to przejść.Na fotce naburmuszona Zuzia z zabawką w nagrodę.
Ale były też (dla Zuzi) plusy w tej mordędze przedszkolnej.Zuzia nie dostawała słodyczy,żadnych.A w przedszkolu bywały na deser np. lizaki.
Tłumaczyłam jej ,że to świństwo ,zęby ,dentysta itd.Argument Zuzi był nie do obalenia:Babciu,świństwo ale jakie dobre. I miała rację.
Z czasem polubiła to swoje przedszkole i przebywanie tam sprawiało jej wiele radości.

7 grudzień....

i pierwszy nieśmiały śnieg.Na szczęście było go mało i zaraz stopniał.NIENAWIDZĘ ZIMY!!!!!!!!
Widok z mego okna.
 W poprzednim życiu musiałam być Nomadą,bo kocham ciepełko i wędrówki.
Ciekawe co mnie czeka w życiu kolejnym?

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Powrót do wspominków


Zuzia z mamą,babcią i Normisią
Zuzia była dorodną panną o ciemnych włosach i zielonych oczach.Te oczy musiała dostać w spadku od swojej prababci Raisy lub od wujka Janka.
Była ta Zuzia pulpetem ciekawym świata ale wtedy nic nie zapowiadało,że kiedyś ten świat stanie przed nia otworem.Zuzia przepadała za Normisią,a ta znosiła cierpliwie wyrazy uwielbienia Zuzi.

Barbórka

Było mokro,ponuro a wieczorem przyszła burza.
Kiedy się ściemniło wyszłam aby w umówionym miejscu zostawić miseczkę z jedzeniem dla 2 kociaków.Jeden rudo-biały,pamiątka po pięknym rudzielcu,którego już od dawna nie widzę i drugi burasek ze śmiesznymi plamkami na pyszczku.Jest on prawdopdobnie bratankiem mojej koci.Łaciaty brat Frani chyba nie żyje,chociaż staram sie wierzyć,że przeniósł się w inne rejony.Karmię je,kiedy jest ciemno,żeby uniknąć konfrontacji z bogobojnymi matronami,które nie tolerują żadnych zwierzaków prócz zacnych małżonków a i to nie zawsze.Najczęściej nie tolerują nikogo.
Kiedy upewniłam się,że stołownicy się zeszli poszłam na spacer.No i to był błąd.Spotkałam bowiem znajomą z czasów,kiedy żyła Misiunia i chodziłyśmy z naszymi suniami na łąkę w pobliżu bloków.Znajoma była z Żabą,śliczną psiną,poznała mnie mimo zmroku no i opowiedziała  co następuje.Parę dni temu była na wspomnianej łące,gdzie psy mogą biegać luzem.W pewnym momencie Żaba zaczęła biec za przechodzącym ścieżką mężczyzną i z odleglosci kilku metrów oszczekała go.Mężczyzna zatrzymał się ,zwymyślał panią Żaby od idiotek i kretynek,pani przeprosiła,w zamian otrzymała kolejną porcję wyzwisk
więc spłoszona zabrała psa i uciekła.Nie obeszłoby mnie to specjalnie,gdyby nie to,że ów dżentelmen okazał się docentem B.Pani od Żaby skwitowała:niby wykształcony a zwykły cham.I złożyła mi wyrazy współczucia na okoliczność obcowania z kimś takim.Przeprosiłam z kolei ja,nie byłam w zasadzie zaskoczona,bo to nie pierwszy raz ktoś składał na moje ręce reklamacje z Doc.B w tle.

sobota, 3 grudnia 2011

Garażyk tez skromniutki.Ach,ale jaki to podły złoczyńca podrzucił  te limuzyny,przecież  wielebny do posługi rowerykiem lub pieszo......

!!!

A tu skromne obejście,uboga chatynka w której post i modły .......

Umiar i skromnosć...

A tu światynia stara o niesłusznych parametrach i zawstydzająco niepozorna.

11Listopad

Nie lubię i nie kultywuję tego rodzaju świąt,nie jestem patriotką,denerwują mnie te uroczystości"ku czci","na chwałę" itp.Byłam chora,kiedy trzeba było iść na pochód,akademię,słuchać tasiemcowych idiotycznych przemówień,nosić jakieś chorągiewki czy inne badziewie.Do dziś się to nie zmienilo,trwa tylko pod innymi sztandarami,moja niechęć również się nie przedawniła.
W tym dniu wybrałam sie na spacer po osiedlu.Godzina wczesno popołudniowa,zupełnie pusto,bo już po modłach w kościołach,i czas na zasłużony obiad w gronie famuły oraz ćwiarteczkę lub piwko,jak Bóg przykazał w dzień święty.
Zawędrowałam w okolicę nowo wybudowanej świątyni.Budowla okazała,świadczy o staraniach proboszcza,umiał zachęcić wiernych do odpowiedniej wielkości datków.Kilka metrów dalej przykucnęła poprzednia świątynia,zbyt mała i niepozorna jak na  ambicje dobrodzieja.
Między jedną a drugą domeczek duszpasterza.Zawsze powalała mnie pokora i zamiłowanie do życia skromnego, niemal w ubóstwie  naszych duszpasterzy.
No,bo czyż jest inaczej?Wystarczy popatrzeć:
Światynia godna proboszcza i wiernych!

Listopad

Już listopad,listek opadł....Nie do wiary,ale to naprawdę listopadowe Suwałki,oś.Północ!

I znów podróż

Jeżdżę tam i z powrotem,gdybym mogła spędziłabym całe życie w podróży.
Podróze lubią też Zuzia i Ula.Obie mają sporo kilometrów na licznikach.
Zuzia do pewnego momentu jeżdziła w każde wakacje ze mną.Ula na razie jeżdzi z rodzicami,ale bliski moment,kiedy wyruszy w drogę z rówieśnikami zostawiając starszych w domu.
Wracam więc do Suwałk,pogoda nadal zadziwiająco piękna więc samopoczucie niezłe.Autobus opóżniony ponad pół godziny,na dworcu czeka Gosia. W domu czeka Frania znów oburzona i obrażona.ale teraz najwcześniej opuszczę ją w styczniu.Witaj,Franiu,mnie też ciebie brakowało.!

Konie,małe konie,kuce....

Moja wiedza o koniach mieści sie w naparstku.ula pracowicie dorzuca ciągle do tego naparstka jakieś szczegóły,jak choćby te,że taki podstawowy podział to własnie konie,małe i kuce.Na kolejnym treningu byłam b.przejętym gapiem,bo Ula dosiadała Trapera-ogiera.Jazda była pod dachem bo już za zimno na jazdę na zewnątrz.
Traper usiłował być kierownikiem w tym tandemie ale Ula,drobna i delikatna szybko wybiła mu to z końskiego łba.Był galop,ćwiczenia w siodle,zwroty,zawroty i rózne takie.Potem obrządek po jeżdzie i najprzyjemniejszy moment dla obu stron:marchewka.
Adaś ,wyeksploatowany do granic możliwości dał nogę w sobotę 15.IX.
Nie wiem kiedy teraz odważy sie przyjechać.
Z moich planów listopadowych nic nie wyszło i zamiast do Krosna wybralam sie do W-wy. Pogoda była piękna,pojechalismy z R w przeddzień,bo 1 listopada są tłumy i ze święta pełnego zadumy robi się jarmark.

Adaś....

....przyjechał 10 pażdziernika.
Wszyscy lubimy jego odwiedziny bo tradycyjnie już dokonuje wszelkich możliwych i niemożliwych napraw,doradza w sprawach technicznych a nawet ratuje zdrowie i życie,jak w przypadku żle zmontowanej instalacji elektrycznej przez  ulubionego przez nas wszystkich p. Wojtka.
Ale przede wszystkim Adaś jest ulubionym wujem moich dzieci i wnuczek a moim bardzo kochanym bratem.Ma dystans do siebie,wielkie poczucie humoru,jest ciepły i serdeczny.
Teraz czeka go trudne zadanie:doradztwo w sprawie kupna telewizora.Bardzo mu współczuję,bo znam nabywcę. Kupno trwało trzy godziny,sprzedawcy mdleli,A,też ale nabywca był niezmordowany.Jeszcze godzina,a TV z osprzętowaniem miałby za darmo a i tak uzyskał wszystkie możliwe rabaty!
W nagrodę spędzilismy wieczór u GiM a następnego dnia pojechaliśmy do Czaczu w Żytkiejmach.Niestety tamtejszy Czaczu okazł się totalnym nieporozumieniem,nędzą,badziewem.Ale wypatrzyłam cudny dzbanek,ciut zapuszczony,ale dał się odrestaurować.

Wracam...11 wrzesień

Dworca na Stadionie już nie ma.Ruszam spod W-wy Wschodniej.
Przywitała mnie Frania,obrażona i nastroszona.Nie lubię jej zostawiać ale jak mam pogodzić moją nieodpartą chęć podróżowania z niechęcią Frani do mojej nieobecności.Ma zapewnioną opiekę,tyle,że nie jestem nigdy pewna do końca,czy nie zostanie otware okno,drzwi na klatkę,czy zamknięty balkon kiedy kocia załatwia tam swoje sprawy.Może też być zamknięta w którymś z pomieszczeń,bo opiekun cierpi (wybiorczo)na zaniki pamięci.Tym razem  jest OK.
Pomalowany został pokój własciciela(kiedyś ogólnodostępny)i przedpokój.Przedpokój w brudnym,paskudnym różu gryzie się z lawendą w pokoju,ale nie mój cyrk,nie moje małpy.Żal mi tylko mego pięknego ręcznika,który został bezmyślnie zniszczony i kilku drobiazgów,które zapomniałam schować.
Za miesiąc ma przyjechać A.ale bez M.Szkoda.

czwartek, 1 grudnia 2011

Jeszcze Warszawa

Tyle tytułem urodzin.Mam nadzieję,ze ten dzień będzie szczęśliwy dla R. i w nowej pracy zatrzyma się na dłużej.
 Zanim wróciłam do S.odwiedziłam na Woli dziadków.Pojechaliśmy z R.,zostawiłam wianuszki z nieśmiertelników i znicze,na wiosnę posadzę może srebrną tuję .Oboje z R. lubimy tu przyjezdżać.To piękny cmentarz,takie prawoslawne Powązki.Szkoda,że niszczeje,niestety nie miał swego Waldorffa.

1 grudnia

Dzisiaj, 1 grudnia R.ma urodziny,dlatego odchodzę na chwilę od końskiego tematu.
Miał  co prawda zrobic niespodziankę na Mikołaja,ale wyszło na 30 listopada,kiedy to wystrojona miałam sie udać na lanie wosku z dziewczynami.
udałam się do szpitala w Cieplicach.pogoda była juz zimowa,mokry śnieg,lód ,karetka ruszyła z pomocą kilku chłopa na szczęście jeszcze przed andrzejkami.W szpitalu ,w takiej sprawie nikt się specjalnie nie przejmował jakąś tam petentką,też były andrzejki.Wiadomo,przyjdzie pora-samo sie rozwiąże.
Ale położna nie doceniła przeciwnika i cała noc do 6 rano musiała spędzić przy obowiązku.
Niestety nie bylo dziadka pod ręką i nie miał kto zrobić fotek pierwszego dnia urodzin.To jedno z pierwszych zdjęć  Roberta: prababcia Julita z prawnukami:Robertem i Małgosią

Ula w siodle

Kiedy sprawy formalne zostały ustalone pomyślelismy o jeżdzieckim ekwipunku.
Tego samego dnia kupiliśmy:kask,buty,getry,całe wyposażenie amazonki.
Widziałam,jaka szczęśliwa jest Ula ,to nie był jej pierwszy kontakt z końmi.
A ja cieszyłam się,że może realizować swoją pasję,że ja w tym uczestniczę i nawet odważyłam sie dotknąć chrap konia.Był to mój pierwszy kontakt osobisty z koniem nie licząc mniej osobistego (na szczęście)wieki temu.
Kiedyś,jako dziecko mieszkałam w Legnicy .Niedaleko płynęła Kaczawa,w której latem pławiły się dzieciaki,ja też.Oczywiście bez wiedzy matki,ale kto tam kiedyś pilnował dzieciarnię.Tamtego dnia brodziłam przy brzegu,kiedy przyszli dwaj rosyjscy żołnierze z koniem.Koń pił wodę.W pewnym momencie jeden z sołdatów wyciagnął pistolet i strzelił w powietrze.Koń wyrwał się i oszałały ze strachu gnał wprost na mnie.Upadłam a ogromne zwierzę łukiem przeleciało nade mną.
Widocznie nie było mi sądzone zginąć pod jego kopytami ale od tego momentu boję się bardzo koni chociaż podziwiam te piękne i mądre zwierzęta.

Chwila w Warszawie

W Warszawie zatrzymałam się na kilka dni.Teściowie R. robili grila na działce a w niedzielę Ula miała inaugurację w szkółce jezdzieckiej.
nie mogłam opuścić tak ważnych wydarzeń.
Gril jak gril ,pojedli,popili,pogadali,pogoda znów ładna więc było przyjemnie posiedziec w słoneczku.
 W niedzielę pomknęliśmy do stadniny Dworek .Kiedy zobaczyłam konia na którym miała odbyć się probna jazda Uli trochę się spłoszyłam .Ula przy pomocy ojca osiodłała białego rumaka i wyprowadziła go na dziedziniec.

Pałac

W Pałacu jest Muzeum Miejskie.Historia Wrocławia od zarania.Setki eksponatów,obrazów,naczyń,sprzętów,ozdób,obrazów aż po współczesność.
Niesposób w ciągu kilku godzin obejrzeć wszystko dokładnie.
Pogoda nadal była kiepska,więc postanowiłam wracać.W domu czekała już Sylwia.Spakowałam tobołki,doszło mi trochę rzeczy od Sylwii,więc z jednej torby zrobilo sie dwie.Wieczorem ubrałyśmy sie ciepło i pojechałyśmy oglądać Wrocław nocą.Niezapomniane wrażenie! a jutro w drogę:W-wa-Suwałki.
 We czwartek Sylwia odprowadziła mnie na dworzec i pełna ale nie syta wrażeń wsiadłam do pociagu. Wracałam niechętnie,bo wiedziałam ,że w S.miło nie będzie.
Ale niezależnie od wszystkiego czeka na mnie Frania-i to jest bezcenne!

6.IX,środa

Wtorek był ostatnim dniem ładnej pogody,zakończyła ten dzień ulewa i ochłodzenie.
We środę Sylwia pojechała do Wojtusia a ja na dworzec PKP,który jest w remoncie i zorientować się gdzie,co i jak było dosyc trudno.Kupiłam bilet i ruszyłam ul.Świdnicką w kierunku Pałacu Królewskiego.
Pomnik Anonimowego Przechodnia
 a więc takze i mój!
Pałac Królewski.
<iframe width="420" height="315" src="http://www.youtube.com/embed/CM1rKbAUSq8" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>

sobota, 26 listopada 2011

I jeszcze zabawny akcent przy jednym z domów Wittigowa.Czyżby reklama wypozyczalni rowerów?

Hala Ludowa

Hala ,obecnie Stulecia w trakcie przebudowy,remontów,wiadomo-przed mistrzostwami robota pali się w rękach i wszystko musi być na wysoki połysk.
Teren wokół ogromny,ciepło,słonecznie więc ludzi sporo,z przyjemnoscią zamoczyłam nogi w wielkim basenie.Przeszłyśmy do wyjscia podziwiając połacie gotowej darni,którą rozłożono jak dywany.Zielono i pięknie.Iglica  wydaje się sięgać nieba,w słońcu lśni srebrem .
To już ostatnie miejsce,które odwiedzam z Sylwią.

Biblioteka

Sanktuarium Golgoty Wschodu.
Biblioteka jest malutka,przytulna,skromnie urządzona,bo fundusze na jej utrzymanie są żadne.Jest kącik dla dzieci,oprócz książek kasety DVD i płyty z filmami.Są też czasopisma darowane przez czytelników.Można kupić miód a uzyskane pieniądze idą na potrzeby biblioteki.

Na ul.Wittiga

...jest biblioteka w której Sylwia ma dyżury wolontariackie.Aby do niej dojśc musiałyśmy przejść przez Wittigowo czyli osiedle domów studenckich Politechniki.Biblioteka jest na terenie parafii M.B.Pocieszenia. Śliczny kościółek oo.redemtorystów,Sanktuarium Golgoty Wschodu,,wszystko wśród drzew,tonie w zieleni.Kolejna oaza ciszy i spokoju w środku wielkiego miasta.
Jest nawet gniazdo bocianie,prawdziwa niespodzianka,bo poza ogrodzeniem tętni życie,bloki,komunikacja  ale widocznie lokatorzy gnazda czują się tu bezpiecznie.

piątek, 25 listopada 2011

 Na placu
przed galerią zasiadł odlany z brązu (?) młodzieniec.
Skojarzył mi sie ze Zbyszkiem z Bogdańca i ochoczo przysiadłam do fotki.
Okazało się,że to nie Zbyszko tylko sam Jagiełło!Byłam zszokowana,że mógł być taki młody.W podręcznikach historii jawi się jako stary,zgarbiony dziadyga.
Pomarudziłyśmy jeszcze chwilę,zrobiło się południe no i czas na odwiedziny w miejscu wolontariatu Sylwii.

Wtorek,7 wrzesień

Dziś ostatni dzień włóczęgi pod opieką Sylwii.Jutro Sylwia idzie do Wojtusia,swego małego wnuczka a ja w ramach czasu wolnego pomyszkuję po mieście.To będzie ostatni dzień mego pobytu.We czwartek wracam ,chociaż niechętnie  do domu.
Na dobry początek połaziłyśmy po butikach w galerii,Sylwia wynegocjowala rewelacyjną cenę za mokasyny.Ma co prawda ich kilka par ale wlaśnie bez tych jej życie byłoby uboższe.Potem odwiedziłyśmy Home&you,gdzie z kolei ja kupiłam dwa kubeczki swego życia a na koniec jeszcze jakieś głupotki w butiku z
 przecenioną biżuterią.

czwartek, 24 listopada 2011

Ostrów Tumski

Póżnym popołudniem wybrałyśmy się na Ostrów Tumski. 
Katedra św.Jana Chrzciciela-jej smukłe wieże górują nad Ostrowem.To matka kosciołow śląskich,wspaniały zabytek barokowej architektury.

Przeszłyśmy przez uliczki i zakamarki aż do Mostu Tumskiego.
Most obwieszony zamkniętymi kłódkami zawieszanymi tam przez młodych małżonków.Te kłódki mają być symbolem nierozerwalności i trwałości małżeństwa.Miły zwyczaj ale ma się nijak do rozwodu za rok czy wcześniej.Gdyby to kłódka była gwarantem trwałego małzeństwa nosiłabym ją na szyi i nie zdejmowała nawet przy kąpieli.!
Sylwia chciała pokazać mi Wrocław nocą,podświetlony ale zaczęło się robić coraz zimniej i wróciłyśmy do domu.
Zjadłyśmy danie w KFC i tak wzmocnione powałęsałyśmy się jeszcze trochę po Świdnickiej,która jest pięknym deptakiem,pełnym atrakcji handlowych i architektonicznych.Gmach Opery niezmiennie piękny,może kiedyś jeszcze zasiądę na widowni.
Z Operą związane jest pewne wydarzenie z mojej wczesnej młodości.Otóż dyr.szkoły zorganizowała wyjazd na Halkę.Postać tę kreowała b.tęga artystka a Jontek był jak patyczek.Byłyśmy z przyjaciółka niezmiernie ciekawe jak on tę obfitość ciała udżwignie wyciągając z wody.Przyjaciołka miała lornetkę,piękną,teatralną,wysadzaną masa perłową,cudo!
Zabrała ją z domu nie pytając o zgodę.W kulminacyjnym momencie zaczęłyśmy tę lornetkę szarpać,bo obie chciałyśmy widzieć.I lornetka wyślizgnęła się i poszybowała "skowronkiem" w dół.Niemal martwe ze strachu czekałyśmy na milicję z kajdankami bo byłyśmy przekonane ,że kogoś ta lornetka ukatrupiła(siedziałyśmy na balkonie.)Resztę spektaklu przesiedziałysmy na czworakach,wciśnięte pod siedzenia.Lornetka pozostała gdzieś na parterze.Co się działo u przyjaciółki w domu?Opuszczam zasłonę....
Panorama z "dachu świata" czyli starego,nowego PDT-u.
Z duszą na ramieniu  robiłam fotki,chociaż,żeby wypasć trzeba by sie dobrze natrudzić.
W starym PDC-ie na parterze,przy wejsciu było stoisko z pieczywem.Były tam cudownie pachnące chlebki sułtańskie,którymi się żywiłam w czasie sesji letniej SN.Wieki temu;a pamiętam ten smak i rodzynki w chlebku,wielkie jak śliwki.
Widać kawałek mojej głowy.I dobrze,że tylko kawałek.Sudnia tak piękna ,że nie wymaga dodatkowej ozdoby!

Ossolineum

Jeteśmy na dziedzińcu Zakładu.Zabytkowa studnia,ogromne drzewo w centrum.
Historia tego miejsca jest bogata i zawiła ,związana ze Lwowem,kolebką Ossolineum.Kolejne miejsce magiczne!

środa, 23 listopada 2011

W centralnej części ogrodu  Angelus Silesius poeta śląski okresu baroku.

..........

Chwila odpoczynku w tym wyjątkowym miejscu.Obok Siostry Urszulanki i Maciejówka.Piękna zieleń,jeszcze kwitną kwiaty,słońce rozleniwia i nie chcę się stąd odchodzić

W ogrodzie Ossolineum

Ogród Ossolineum
W środku miasta oaza ciszy.


W kierunku Ossolineum

U wejścia do ogrodu figurka znalezione w gruzach na dziedzińcu.
Wnętrze synagogi Pod
Białym Bocianem.
Przetrwała czasy holocaustu,została zdewastowana po wojnie.
powoli wraca do dawnej świetnosci.