Dworca na Stadionie już nie ma.Ruszam spod W-wy Wschodniej.
Przywitała mnie Frania,obrażona i nastroszona.Nie lubię jej zostawiać ale jak mam pogodzić moją nieodpartą chęć podróżowania z niechęcią Frani do mojej nieobecności.Ma zapewnioną opiekę,tyle,że nie jestem nigdy pewna do końca,czy nie zostanie otware okno,drzwi na klatkę,czy zamknięty balkon kiedy kocia załatwia tam swoje sprawy.Może też być zamknięta w którymś z pomieszczeń,bo opiekun cierpi (wybiorczo)na zaniki pamięci.Tym razem jest OK.
Pomalowany został pokój własciciela(kiedyś ogólnodostępny)i przedpokój.Przedpokój w brudnym,paskudnym różu gryzie się z lawendą w pokoju,ale nie mój cyrk,nie moje małpy.Żal mi tylko mego pięknego ręcznika,który został bezmyślnie zniszczony i kilku drobiazgów,które zapomniałam schować.
Za miesiąc ma przyjechać A.ale bez M.Szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz