Nie mogła wejść do klatki sama,nikt też z pewnością jej nie wpuścił, bo tu koty się wyrzuca,nie otwiera im drzwi. Wniosek nasuwał się sam: kota ktoś przyniósł do domu,ale może się znudził,może nabrudził, może podrapał dziecko,długo więc nie zabawił. Wyniesiono go na klatkę i porzucono jak niepotrzebny przedmiot,zużytą zabawkę,coś co nie jest już potrzebne nie przejmując się,że środek zimy ,noc, maleństwo bez szans na przeżycie. Domyślam się ,ze zrobili to sąsiedzi z naprzeciwka ale nie mam dowodów,więc nie mogę nic zrobić. Zabrałam kociaka,okazała się koteczką,prześliczną,drobniutką ,chudziutką ale niezwykle odważną. Oczywiście wzbudziła poruszenie wśród mojej trzódki. Frania się obraziła,w efekcie nie przyszła do mnie spać a Boguś jakby szaleju się najadł- biegał za małą,nie spuszczał z niej oka, nie wiem czy była to radość czy tak sugestywnie okazywany sprzeciw.
do pierwszej w nocy trwały harce i swawole. Potem mała przyszła do mnie i przespała przytulona całą noc. Niestety,okazało się,że z kuwety korzystać albo nie chce albo nie umie.
Dziś wizyta u wetki Eweliny. W uszkach siedlisko świerzbu,obowiązkowe odrobaczanie.Waga 1,55. Byłam pewna,ze nie waży więcej jak pół kilo! Kontrola za tydzień. Dostałyśmy książeczkę zdrowia a w niej imię nadane wspólnie z wetką- MELA,Meliska! Niestety,nie mogę Meli zatrzymać ,Będziemy jej szukać domu. I chociaż wiem,ze to konieczność ,po cichu liczę, ze może nie znajdzie się chętny do adopcji....