To małe miasteczko w Lubuskim. Zostawiłam tam kawałeczek swego bardzo młodego życia .Kiedy wizytowałam Krosno zapragnęłam wrócić na małą chwilkę w kraj lat dziecinnych,zachęciłam także brata i 26 czerwca pojechaliśmy do Jasienia i Lubska. W Jasieniu mieszkałam krótko,rok w którym kończyłam liceum i potem chwilę do wyjścia za męża.Dom w którym mieszkaliśmy niewiele się zmienił:
Mieszkałam na 1 piętrze,wszystkie okna-to moje mieszkanie.
Ta sama elewacja ,poobdzierana miejscami, ten sam murek ogrodzenia tylko płotek inny.No i mieszkanie podzielone na dwa mniejsze,zagospodarowane przez wspólnotę.
Wejście od podwórza za którym była łąka,tereny niezagospodarowane,gdzie trawa sięgała niemal po pas.
Zacieki i liszaje ,wewnątrz drewniane schody,mizerne kwiatki ,bałagan,tak,jak wtedy.
Znajoma szopka,teraz czyjś garaż.
Łąki juz nie ma ,stoją jakieś samozwańcze budowle,a wszystko sprawia wrażenie biedy, bylejakości, a może po prostu patrzę na to z innej już perspektywy, bo dawno przestałam być i młoda i różowe okulary też gdzieś się zawieruszyły.
Przejechaliśmy przez senne miasteczko zmierzając w kierunku dworca PKP.Z tego dworca dojeżdżałam do liceum w Lubsku . Dziś jak większość takich dworców straszy zaniedbaniem,zapomnieniem,umiera.
Tędy co dnia biegłam ,żeby zdązyć w ostatniej minucie, po schodach do góry do ruszającego wolno pociągu. Po tych schodach gnałam na łeb na szyję w dół do domu po ogłoszeniu wyników matury, nie mogąc wyjść z podziwu,że jakoś przepchnęła tę straszną matematykę... wtedy były w lepszej kondycji,podobnie jak i ja.
Następny był ryneczek,miejscami ładnie odnowiony,po środku kościół w którym ślubowałam niedługo po tym,tj maturze na dobre i na złe. szybko okazało się,że głównie na złe.W tym budyneczku seledynowym zwieńczonym wieżyczką był USC,gdzie zaczęłam nową drogę życia. Zastanawiałam się tak długo nad tym,czy chcę zachować swoje panieńskie nazwisko plus nowe,że zniecierpliwiony jeszcze nie małżonek podnosił się z krzesła,żeby dać nogę.Niestety,nie dał!
W tym pięknym ,starym kościele klamka zapadła ostatecznie....
A tu naturalną koleją rzeczy miały miejsce konsekwencje tej zapadniętej klamki
Izba porodowa.Komentarza nie będzie.....Może tylko,że była to córka,całe 4,5 szczęścia z noskiem w białe kropki,jak muchomorek.