Obserwatorzy

niedziela, 18 maja 2014

Sznureczek

Sznureczek przyszła na świat jako kotka wolnożyjąca. Drobna,niewielka biegała sobie mniej lub bardziej szczęśliwa ale względnie bezpieczna.



Nieufna,przychodziła tylko kiedy ktoś wynosił jedzenie.Pewnego dnia znikła.
Kiedy znów się pojawiła na jej ciałku między brzuszkiem a tylnymi łapkami  można było zauważyć coś,jakby przecięcie. Niestety,kotka nie pozwalała do siebie się zbliżyć. Wyglądało to jakby sznurek.Ale po dokładniejszej obserwacji okazało się to stalową linką.Kotka biegając po pobliskim lasku musiała wpaść w sidła. Ktoś,kto je zastawił przyszedł zobaczyć co się złapało. Był na tyle litościwy,że  stwierdziwszy,że to nie zając lub inne jadalne zwierzę odciął kotkę ale zostawił drucianą wypustkę przy pętli na ciałku Sznureczka.
To utrudniało jej poruszanie się,prawdopodobnie haczyło o zarośla,trawę.
A kotka nie pozwalała się zblizyć do siebie.Były różne koncepcje, jak ją uwolnić, wszystkie psu na budę.Do wczoraj.Wczoraj M. przy pomocy innych mieszkańców ,dosłownie cudem złapał  Sznureczka,co okupił potężnym ugryzieniem,mimo rękawic.Stalowa spleciona linka stawiała opór nożycom do cięcia metalu,ale w końcu się udało.Biedna kotka uwolniona od pętli zaszyła się w krzakach.Wydawało się,że już nie przyjdzie,ostatecznie straciwszy zaufanie. Ale o dziwo ,za jakiś czas przybiegła,bardzo ostrożnie do miski.
Kłusownictwo leśne i wodne jest na tych terenach bardzo rozpowszechnione. Na ogół ludzie nie widzą w tym nic złego. To,że zwierzę w takiej pętli kona długo  w okrutnym cierpieniu nie jest żadnym argumentem. W podobną pętle wiele lat temu,w zimie wpadł zaprzyjażniony pies Lucek. Był tak zdeterminowany,że przegryzł stalowa linkę i wrócił na swoje podwórze ze stalową obrożą na szyi.
Na fotkach Sznureczek jeszcze pętlą wygrzewa się w ulubionej donicy.Wielkie szczęście,że udało się  ją uwolnić.

poniedziałek, 12 maja 2014

Trochę wstecz

Ostatnie dni kwietnia spędziłam w Warszawie.Męcząca pogoda (jestem meteoropatą) i kłopoty mnożące się jak króliki zniechęciły mnie do zrelacjonowania na bieżąco tego wyjazdu.    Dziś znowu ponuro i deszczowo,urodził się tez kolejny problem,poważny a ja nie wiem jak go ugryżć.  Ale to na marginesie.  W Warszawie jeden dzień zdarzył się  słoneczny i ciepły,pomknęlismy więc z R. na Wolę .Tam na prawosławnym cmentarzu są moi Dziadkowie. Woskresienje-Zmatrwychwstanie- to u nich najważniejsze święto.Nie wyrobiłam przed Wielkanocą. Podobnie jak R. lubię ten cmentarz,jego ciszę, atmosferę tajemniczości,niepowtarzalny klimat. To moje miejsce magiczne, boli mnie serce,kiedy widzę zrujnowane pomniki ,zniszczone grobowce,zaniedbania. A przecież to miejsce porównywalne z Powązkami.                      Kawał naszej historii,czy tego chcemy,czy nie.
Uporządkowaliśmy ,zapaliliśmy lampki,podumaliśmy. Poza nami nikt( może za wyjątkiem N.) tu nie zagląda.
Dlatego postanowiłam,że moja doczesność ma być spopielona,a popiół wsypany do morza. Nie chcę być obowiązkiem spełnianym raz w roku. lub zapuszczonym nagrobkiem. Wolę pozostać w pamięci  ,bardziej lub mniej wdzięcznej.                                                                                         
Pomnik ofiar wielkiego głodu na Ukrainie 1933r
                                                
                                             
Jeden z bardzo starych,względnie dobrze zachowanych pomników
 Groby Rosjan budujących Pałac Kultury,którzy zginęli w trakcie jego budowy.

                                                                                                                    


 Tu spoczął prezes Jagiellonii białostockiej w latach 19332-35. Czy dzisiejsi kibice tego klubu wiedzą o tym?

Jeden z pięknych,niszczejących grobowców.
Niedziela była już deszczowa,więc odwiedziliśmy:


Chyba ze względu na uroczystości związane z Janem Pawłem nie było kolejki po bilety i tłoku wewnątrz.Byłam tam pierwszy raz i wyszłam zachwycona.Świetne miejsce nie tylko dla małych odkrywców i przyszłych uczonych.
Skorzystaliśmy tez z przerwy w deszczu i zrobiliśmy rundkę po parku bardzo już wiosennym.CDN.

piątek, 2 maja 2014

1maja

Spędziłam ten dzień pracowicie na działce obsiewając zagonki.Przy okazji opaliłam plecy,bo słonko mimo chłodnego wiatru  przygrzewało mocno. Tego dnia byłam tez dozorcą zwierząt,nakarmiłam je i wyruszyłam na spacer z Kojotkiem,bo Pola już nie wychodzi poza przydomowy trawnik.
 Spacer z Kojo:



Odkryliśmy cmentarzysko drzew...
 Szlak spacerowy jest  za działkami,Kojo może biegać tu bez smyczy,bo to pustkowie,łąki i zagajniki  i to niemal tuz za domem. Rozglądałam się pilnie za Alcestem .....
W domu czekał Figiel,Amelka Be.czatowała przy lodówce w nadziei na mleko,za którym przepada.
Figielek tez bardzo by chciał,ale jemu szkodzi.Czatował i zaglądał ze wszystkich stron:


No,w końcu można chociaż powąchać, może choć kropelka została....
Ja tez chcęęęęęęę!
Po rzetelnie wypełnionym obowiązku zostałam odwieziona do domu i Frani. Niestety,chwilę póżniej przyszła wiadomość o Alceście.
A  potem, w wiadomościach koszmarna historia o szczeniakach zakopanych  żywcem przez 88-letniego zwyrodnialca,bestię,potwora .
Zdj. z zasobów internetu.
Szczeniaki,na chwilę,uratowała  przechodząca kobieta i jej dzieci.Rękoma odgrzebywali ziemię,wydobyli 5 szczeniąt,jedno nie żyło.Pieski zostały przekazane  weterynarzowi i przedstawicielowi gminy. Obaj okazali się takimi samymi potworami jak ten obrzydliwy staruch,oby z piekła nie wylazł,oni też! Psy zostały uśpione.Sprawę bada policja. Jak znam życie,okaże się znikoma szkodliwosć czynu i dzielny wet będzie mógł nadal zabijać przy aprobacie gminnego urzędasa.
Po raz już któryś zastanawiam się,czy "człowiek- to brzmi dumnie" i ile w nas zostało tego człowieczeństwa?




czwartek, 1 maja 2014

Nie ma Alcesta...

Trzy dni temu zaginął Alcest.Wspominałam,że  był trochę ułomny,miał lekki niedowład tylnych łapek.Dzisiaj dowiedzieliśmy się,że Alcest zginął,wpadł pod samochód.Nie chciał być kotem domowym,przychodził na jedzenie,spanie,nocował,ale domagał się ,żeby wypuszczać go na zewnątrz..Byłam zdecydowana wziąć go do domu,ale u mnie nie mógłby wychodzić a tego nie zaakceptowałby.Urodzony na wolności,część swego krótkiego życia spędził swobodnie biegając,był ufny i przyjazny.Garnął się do ludzi,ale  nie pozwalał się zamknąć w domu.Biega teraz  za tęczowym  mostem,może już nie utyka,jest sprawny i zwinny? Będziemy Cie pamiętali,mały ,łaciaty koteczku.
Ostatnie zdjęcie Alcesta......