Jakiś impuls,wewnętrzny nakaz każe mi się pochylić,złapać małe na ręce,włożyć,wierzgające do kosza i biegiem do domu. I tak nastała era księżniczki Frani.
Z nową sytuacją oswoiła się szybko,nigdy nie nabrudziła poza kuwetą tylko z jedzeniem od początku były kłopoty. Wet,odrobaczenie, sterylka.. Ale po jakimś czasie okazało się,ze mała jest chora,prawdopodobnie chorobę przekazała jej matka. Wetka nazwała to kocią anemią. Zastrzyki,test na HIV(koci) badania,leczenie,znów badania.
No i jest ze mną moja śliczna już tyle lat. Teraz dzieli dom z Bogusiem. Nadal ma do mnie żal o niego i chociaż co dnia mówię jej jak bardzo ją kocham- chyba do końca mi nie wierzy.
Po sterylce. Szyłam jej kaftaniki zabezpieczające,bo wetki nie miały takich profesjonalnych. Frania była operowana starym sposobem,brzuszek był rozpłatany niemal na całej długości.. Szybko doszła do siebie i do perfekcji opanowała sztukę uwalniania się z kaftana
Uwielbiała zabawę z koszem na bieliznę.
Przez kilka lat jedynaczka,teraz z Bogusiem dzielą dach nad głową i moje serce. Są częścią mnie. Myślę,że doskonale wiedzą, jak bardzo są kochane.