Obserwatorzy

czwartek, 29 listopada 2018

Moje przydasie , tegesy i ten-tegi

Konia z rzędem temu,kto nigdy nie chomikował, nie zbierał  nie odkładał. W mojej rodzinie to absolutna konieczność. Nie można niczego wyrzucać, bo "się  przyda" .Mistrzostwo osiągnął mój brat, córka i  JA. Brat w branży elektryczno-  elektronicznej, córka w koralikowo, scrapkowo  drucikowej a ja długo  w branży "co się nawinie "czyli- hurt. Niestety w związku ze zmianami  jakie mnie czekają  zwijam pomału interes i z bólem serca pozbywam się moich skarbów.  Nie do ruszenia są ksiązki  i kocie  wszelkiego rodzaju ten-tegi bez których  moje życie będzie  smutne i nijakie.
Mam ich sporo a  nowe ciągle przybywają. Moja ostatnia zdobycz  to:

Nie wiem czy kiedykolwiek sprofanuję  go zaparzoną herbatą. Na razie  napawam się  widokiem.
Parę szczególnie ulubionych:
 Zakładki  do książek  od córki i wnuczki. Służą do patrzenia i zachwytów.
Wycieraczka  .Na niej siedzi komitet powitalny  kiedy wracam  do domu.
Zawieszka od synowej ,hand made.

Magnesy, jeden z Torunia , dwa z Toscanii , jeden  za sklepu.
Zakładka od mojej przyjaciółki Niny  z Wrocławia. Nina niedawno adoptowała śliczną sunię Novisię z wrocławskiego schroniska. Wypatrzyła ją n FB.



Obrazki z pchlego targu w Suwałkach.
Tak jak wspomniałam muszę się pożegnać z lwią częścią moich zdobyczy, a to  z powodu  konieczności  sprzedaży mojego obecnego mieszkania  i kupna o połowę mniejszego. A  więc  o połowę mniej miejsca  na tytułowe przydasie.
Co prawda  w moim wieku  należałoby się raczej rozejrzeć  za   gustowną  urenką i miejscem w kolumbarium   ale   gdzieś dożyć muszę. Po raz któryś życie okazało się nieprzewidywalnym  i  zaskakującym scenarzystą.  Może ktoś reflektuje-  75m, 4 pokoje , 3 piętro z balkonem  ,tanio sprzedam.....
P.S  Niezmiennie pozdrawiam wszystkich moich gości, śledzę    Wasze blogi  nadal   bez możliwosci  komentarzy, niestety!


poniedziałek, 12 listopada 2018

Dzięki

wszystkim gościom na moim blogu za odwiedziny.  U mnie, niestety, jak nie urok to przemarsz wojsk. Uzyskałam dostęp do bloga ale straciłam możliwość  umieszczania postów na Waszych blogach i odpowiedzi na Wasze posty na moim blogu. Ale zaglądam odwiedzam.... Ani gratuluję okrągłej rocznicy, pięknie opisałas historie swego miejsca na ziemi i psa Cykora. Życzę Ci Aniu wielu lat w zdrowiu i szczęściu w tym pięknym miejscu. Agatki wykład o grabieniu lub nie liści jesiennych bardzo mi się przydał.  Kocurkovi dziękuję za starania w sprawie robaka, ktory zasiedla mój blog i blokuje mi do niego dostęp.
Pozdrawiam Łucję, zaraz idę do niej z wizytą, dawno nie byłam.
Przez jakiś czas nie zaglądałam do internetu z uwagi na kłopoty z prawą ręką. Cztery tygodnie temu wracając z działki wlazłam w zarośla,żeby sprawdzić, czy nie ma tam kota Miśka, który  polubił ucieczki z podwórka. Miśka nie znalazłam ale cofając się nie zauważyłam krawężnika,Runęłam bokiem osłaniając biodro prawą ręka  aż ziemia zajęczała, ja zresztą też. Ledwo się pozbierałam. Ręka trochę spuchła, trochę bolała, ale była sobota,więc szanse na medyczną pomoc znikome,zresztą byłam pewna,ze to silne stłuczenie i przejdzie. Nie przeszło. Prześwietlenie pokazało pęknięcie kości w nadgarstku i  założono mi gipsową szynę Ważyła z kilogram ,skutecznie uniemożliwiła mi zrobienie czegokolwiek a ja mam określone obowiązki, czynności, które wykonać muszę nie mówiąc o  umyciu się czy   uporządkowaniu kuwety. Wytrzymałam dobę, po czym zdjęłam to paskudztwo,kupiłam stabilizator  jakoś sobie radziłam. A że na mnie, brzydko mówiąc, goi się jak na psie, to dziś już mam prawie sprawną rękę i po krzyku.
Zdarzenie to jednak kazało mi się zastanowić , bo mogłam przecież połamać się bardzo poważnie ,uświadomiło mi,ze czas  robienia różnych ryzykownych rzeczy mija i po prostu zanim przesunę kolejny mebel, przelazę przez płot, wlazę w następne krzaki powinnam zastanowić się  a nawet- pomyśleć!


czwartek, 8 listopada 2018

Czas refleksji

 -Palą się znicze...
Przypominają,
Że ktoś odchodzi,
Inni zostają' 

     Pośród cmentarzy
     Cichych uliczek
     Jak wierna pamięć
     Palą się znicze......
             /Ryszard Przymus/
                   Znicze








 To  wyjątkowe święto spędziłam w Krośnie. Tu pochowani są moi rodzice. Dzień był piękny, słoneczny,tłumy ludzi, dziesiątki migoczących światełek. O zmroku tworzyły tajemniczą scenerię, płomyki lampek drgały,  przygasały aby znów jaśnieć pełnym płomieniem ,jakby to dusze zmarłych unosiły się , mrugały.  dawały jakieś tajemnicze znaki. Lubię odwiedzać Krosno, kiedyś co roku przyjeżdżałam z dziećmi na wakacje, tu było i jest moje miejsce na ziemi, pośród bliskich; brata, bratowej, kiedyś Norki i Pipeczki, teraz dwóch kotek: Tosi i Heli.
Odwiedziłam znajomych i poznałam Gandalfa  i Lalę niezwykłą kocią parę.




Gandalf jest niezwykłej urody,  kremowe futerko i szare ogon  , pyszczek i skarpetki, jest duży, dorodny,niesamowity. Lala jest mniejsza i  szara. Stanowią zgodne i urodziwe stadło.






 A to jest Helka,  zwana Zbójem , imię ma po zmarłej tragicznie jednookiej Helence, jest tez do niej bardzo podobna.

 Panorama mego Krosna.
Jak zawsze  przy okazji pobytu w Krośnie  miałam w planie wyjazd do Guben i Zielonej Góry. 
Przed wyjazdem do Krosna przez własną głupotę  wywaliłam się  i pękła mi kośc w nadgarstku. Założono mi gipsową szynę,ktora miałam nosić 4 tygodnie. Zdjęłam ja już następnego dnia, bo  obie ręce są mi niezbędne w sytuacji ,kiedy muszę opiekować  się chorym  bolało, ale dało  się przeżyć. Kupiłam stabilizator i jakoś się zrosło. Wyjazd i wyłączenie ręki z codziennych prac bardzo przyspieszyło zrastanie koścvi a ja mam nauczkę,żeby się zastanowić, zanim zrobię coś głupiego.