Obserwatorzy

sobota, 28 lutego 2015

Luty- już był.

Luty jest dla mnie ważny z wielu powodów. W lutym zaczęłam zabawę z blogiem i bawię się juz tak czwarty rok. Ostatniego lutego 2009 r. rozpoczęłam wspólne życie z kocią, w lutym,parę dni temu  odeszła Polunia.
Kilka innych powodów przemilczę.
Kocia miała być Misią. Misia była moja sunią przez blisko 17 lat,nie planowałam więcej zwierzaków,nie chciałam przezywać kolejnych rozstań. Ale plan planem a życie -życiem. No i jest Kocia- zgodnie z życzeniem Uli- Frania. Przyniosłam z piwnicy małą koteczkę,śmiertelnie wystraszoną a mam dorodną Kocię,która dyktuje warunki i ustala  miejsca w szeregu. Przywraca do porządku bolesnymi gryzami w nogę ,opieszałych pogania donośnym,już nie miauczeniem  a miaukotem od którego robi się gęsia skórka na plecach. I tak sobie żyjemy- Frania i ja.
Frania po sterylce. Trzeba ją było pilnować bo wychodziła z kaftanika  w oka mgnieniu.




















środa, 25 lutego 2015

Za Tęczowym Mostem

Ten most przekroczyła Polunia a przed nią inne nasze zwierzaki.Długa lista....I własnie to smutne wydarzenie skłoniło mnie do równie smutnych rozważań. Umarłe zwierzątko trzeba pochować.System prawny nie reguluje w sposób jednoznaczny,jasny pochówku zwierzęcia.Teoretycznie zmarłe zwierzęta podlegają przepisom sanitarnym i są traktowane jako odpady medyczne.Lecznice weterynaryjne mają obowiązek przekazywać martwe zwierzę do utylizacji w zakładach utylizacyjnych.
W 1991 roku powstał pierwszy w Polsce cmentarz dla zwierząt Psi Los w Halinowie k/W-wy. Traktowany był jako swego rodzaju dziwactwo,fanaberia ludzi majętnych.
W chwili obecnej w kraju istnieje 8 takich cmentarzy. W Szymanowie jest jedyne w Polsce krematorium dla zwierząt- Tęczowy Most.
Bardzo bym chciała,żeby cmentarz  dla zwierząt był w każdej  miejscowości,bo jakże tak, utylizować jak śmiecie ciało przyjaciela? kogoś,kto był z nami na dobre i złe? Kochał i był kochany?
Ludzie radzą sobie w rózny sposób. Ogródki,działki,własne lub przyjaciół to miejsca,gdzie po cichu i dyskretnie grzebane są szczątki . Równie dyskretnie akcentuje się to miejsce sadząc krzew,kwiat,drzewko.
A ja bym chciała,żeby  było miejsce dozwolone,specjalne, gdzie legalnie spoczęłoby moje zwierzątko,gdzie w rocznice i nie tylko mogłabym przynieść kwiatek czy ulubiony przysmak,żeby była piękna tabliczka i ławeczka na której przysiadłabym i porozmawiała.. Marzenia głupiej,sentymentalnej baby? Może, ale własnie tak bym chciała .....



sobota, 21 lutego 2015

Wielkieś mi uczyniła pustki...

         Wczoraj w nocy umarła Poleczka.Wielki przyjaciel,dobra,empatyczna,najmilsza,kochana.Miała 18 lat.Poluniu,za Tęczowym mostem czeka na ciebie Normisia, Sonia, szalony Lucek, Orfik,Nochalek,Rufik,Misiunia  i wszystkie zaprzyjażnione futerka,którym pozwalałaś wchodzic na głowę. Kiedyś powitasz i mnie, więc nie mówię zegnaj....













wtorek, 17 lutego 2015

Międzynarodowy Dzień Kota

Dzień Kota w Polsce obchodzony jest od 2006 roku z inicjatywy miesięcznika KOT i CAT CLUB Łódz.
Pomysłodawcą jest Wojciech Albert Kurkowski ,który propaguje akcje pomocy kotom wolnożyjącym i  bezdomnym. Generalnie chodzi o podkreślenie roli kota w życiu człowieka,niesienie pomocy,uwrażliwienie ludzi na często bardzo trudny koci los.
Z tej pięknej okazji wszystkim Kotom,Kociakom ,Kiciusiom,Koteczkom życzę aby każdy znalazł dom,serce,pełna miseczkę i rękę do miziania, tak,jak 7 lat temu znalazłam ja- Kocia Frania.







Sławna kotka Grumpy Cat(Kot
Zrzęda)naprawdę nosi imię Taradar . Charakterystyczny wyraz pyszczka jest efektem wady genetycznej związanej z karłowatością.Jest mniejsza niż inne koty,ma również wadliwą budowę łap.To najbardziej znana kocia twarz, na FB ma 7 milionów fanów!

środa, 11 lutego 2015

Kicha Krzycha

Tak tę regionalną potrawę nazwał kiedyś  mój syn i tak zostało. Kicha Krzycha czyli kiszka ziemniaczana to potrawa białoruska-- "kiszka bulbiannaja".
Przyjęła się w kuchni podlaskiej i występuje jako danie regionalne. W kuchni podlaskiej jest sporo dań ziemniaczanych jako,ze region biedny,ziemie nieurodzajne,świniaka biło się dwa razy w roku,mięso od swiąt grudniowych musiało starczyć do wielkanocy. Nie brakowało jedynie ziemniaków. Ponieważ nie było zamrażarek mięso przeznaczano na kiełbasy,wędliny a resztę  układało w faskach,beczułkach itp. i zalewało solanką o wielkim stęzeniu.
Przed gotowaniem trzeba było moczyć je  w wodzie,bo inaczej tego zjeść się nie dało.Kuchnia podlaska była monotonna, z warzyw  kapusta kiszona,ogórki,czasem buraki. No i ziemniaki. Kiszkę pierwszy raz jadłam po zamieszkaniu w malownicznej ale niezbyt przyjaznej wsi Giby k. Sejn. Owszem,była niezła ale ja  robię ją po swojemu. Kiszkę robi się z surowych,drobno startych ziemniaków-"bulby",jak mawiali miejscowi, cebuli przysmażonej ze słoniną,boczkiem lub podgardlem, jajka i mąki. Ja nie daję cebuli,zamiast mąki-łyżkę- dwie kaszy gryczanej i bardzo dużo słoninki ze skwarkami. Taką masą napycha się wieprzowe jelita ,nie za mocno,bo kiszka popęka ,układa się na blasze,ja okładam plastrami słoniny wierzch kiszek,nakłuwam dość gęsto igłą i do piekarnika! Oczywiście nie można zapomnieć o soli,pieprzu,można dodać majeranku.
Jest to danie pyszne ale cholesterotwórcze wybitnie.Robię je teraz rzadko,bo tarcie ziemniaków sprawia mi spory problem no i jednak ta słoninka.....
Niedawno był syn, upomniał się,  no i kicha Krzycha jako żywo musiała być!


 

sobota, 7 lutego 2015

Urodziny

Wczoraj obchodziła urodziny p. Danuta Szaflarska. Aktorka ze wszech miar godna podziwu. Najpiękniejsza stulatka i wspaniała aktorka,skromna,ciepła osoba. Cały czas czynna zawodowo,w jej wykonaniu nawet małe rólki to perełki.
Dla mnie niezapomniana w filmie o starości i przemijaniu "Pora umierać".Film z 2007 roku ,ciągle aktualny,bo pokażcie mi kogoś,kto stary nie będzie. A rola p. Danuty to wspaniały pokaz aktorstwa.
Kadr z w.w. filmu(fot. z zasobów internetu)
Ale to nie koniec urodzin,bo dziś były moje! No,nie setne,ale blisko. jest jednak coś co łączy mnie z p. Danutą.A to- imię i znak zodiaku: obie jesteśmy wodniczkami a to znak szczególny.
Jak na jubilatkę przystało zrobiłam obiad i czekałam na życzenia. Wraz z Franią zrobiłyśmy sałatkę :

Nie było to jedyne danie,ale,że przepis nowy,więc ku pamięci nadmieniam.
Użyłyśmy do niej m.in. oliwek, zalewa z nich posmakowała Koci. która śledziła wszystkie poczynania spod sufitu.Wiadomo,pańskie oko konia tuczy.








Potem przyszli goście z życzeniami:

Kocia z okazji urodzin pańci dostała kocyk w delfinki,mięciutki i przytulny. Kiedy goście się rozejdą zalęgniemy się pod nim na poobiednia drzemkę.










środa, 4 lutego 2015

Miejsca ulubione

Na wstępie: wcięło mi pasek z Obserwatorami,nie potrafię go z powrotem umieścić w miejscu,w którym był..Nie próbowałam niczego zmieniać, weszłam na bloga i po obserwatorach ani śladu.
Teraz do rzeczy,czyli do włóczęgi po Warszawie. Najpierw do Zuzi na ulicę Giełdową ,to tak miedzy Ochotą a Wolą.Mieszkanie Zuzi na 15 piętrze.

 Panorama z 15 piętra może i piękna,ale dla mnie nawet  moje trzecie piętro jeszcze za wysoko.

 Na tyłach dawnych Domów Centrum zadowolone ze styczniowej wiosny gołębie dopraszają się o obiad.

 Chmielną do Nowego Światu:



 Na rogu moja ulubiona tania książka,oczywiście zajrzałam i wyniosłam dwa tomiska.Obok stoisko ze świeżymi kwiatami. Czy to na pewno końcówka stycznia,miesiąca słynnego lutymi mrozami???
 Nowy (dla mnie) sklep hand made, rzeczy piękne,robione tylko w Polsce ale ceny zaporowe. Miło było obejrzeć.
 Tu czasami coś kupuję, warto wejść dla samych pięknych zapachów.
 No i Nowy Świat. Choinki,bombki, dekoracje zimowo- świąteczne i tylko zima ma nas w tyle.I bardzo dobrze!

 Kolejny nowy dla mnie sklep,tu mnóstwo głupotek,gadżetów i nie tylko.
 Opuściłam  jego gościnne wnętrze bogatsza o pyszną herbatę i poniższe cudeńko oraz z lżejszą kieszenią

wtorek, 3 lutego 2015

Parę dni wytchnienia

Ostatni tydzień stycznia spędziłam w Warszawie. Mam świadomość,ze dzień,w którym nie będę mogła wyjechać,wyjść odpocząć zbliża się powoli acz nieuchronnie. I nie chodzi o mnie,cieszę się niezmiennie znakomitym zdrowiem,bo przecież kłopoty z kręgosłupem to nie choroba, chociaż czasem dokucza ból.
 Być w Warszawie i nie odwiedzić Zenia to jest po prostu niemożliwa niemożliwość.
Zenio na dzień dobry oszczekał mnie starannie, jest wszak gospodarzem i musi czuwać nad bezpieczeństwem domu i państwa. Wizytę składaliśmy z A.,właścicielem Pipi ,jamniczki jeżdżącej na wózeczku inwalidzkim.



 A. rozsiadł się ku oburzeniu Zenia na jego fotelu. Panowie nie widzieli się kilkanaście lat,było o czym pogadać...

 Sesja zdjęciowa,obu panów obiektyw kocha,a Zenio kocha F. oraz rękę,która go karmi,czyli N. ale ona odmówiła udziału w sesji.!


 Aby nie było  niedomówień:  kanapa jest Zenka, jest jej panem i dysponentem, czasem użycza  w dobroci serca personelowi!