Obserwatorzy

wtorek, 2 stycznia 2024

To życie mija nie ja....

 Kolejny rok za mną.Za miesiąc przybędzie mi kolejna wiosna a raczej zima, bo jestem lutowa. Sporo tych zim juz za mną, Czasem się dziwię, że aż tyle  i w nienajgorszym zdrowiu i kondycji i fizycznej i umysłowej. A przyszłam na świat tak słaba i mizerna,że miałam nocy nie przeżyć, więc natychmiast ochrzczono mnie "z wody".Uczepiłam sie jednak życia jak rzep psiego ogona i rozpycham się w nim do dziś. Kiedy już było wiadomo,że z zamiarów kostuchy nici- ochrzczono mnie  w najpiękniejszym wileńskim kosciółku pod wezwaniem Sw. Anny. Koścółkiem tym zachwycił się Napoleon, mówiąc, ze gdyby mógł, postawiłby go na dłoni i przeniósł do Francji.  Trochę ta dygresja przydługa, więc  jak mawiał klasyk - "do ad remu". Miniony rok- jaki był? Jak w piosence- trochę dobry, trochę zły.I dość urozmaicony.Rzadko tu  zaglądam, rzadko już coś piszę, więc postaram się w skrocie przelecieć te najważniejsze wydarzenia.

Ubiegłoroczne B. Narodzenie spędziłam  w Warszawie.Były to ostatnie święta z Beatą, już słabą i zmaltretowaną  chorobą ale uśmiechnietą ,radosną i pełna nadziei.Potem długo nic się nie działo. W lutym przyjechały dzieci  i świętowaliśmy moje urodziny w Rozmarino  z dalszym ciągiem u Gosi.Zimy nie lubię, cierpię niemal fizycznie kiedy jest mrożno i snieznie. Wiem jaki to trudny czas dla bezdomnych zwierząt więc cierpię podwójnie. Zima to dla mnie czas porządkowania spraw i rzeczy, wzmożonego czytania, oglądania filmów ,szaradziarstwa, spacerów  bez celu i leniuchowania. Wielkanoc też minęła bez większych wrażen. Nie jestem świąteczna, nie bawi mnie siedzenie przy stole, obżeranie się, gadanie o pierdołach.Szczególnie teraz, kiedy święta mają inny wymiar,  nie wymagają wielu starań, zabiegania o karpia, pomarańcze czy szynkę. Kiedy porządki robi sie szybko i bez wysiłku,częśc potraw można kupić gotowych i nie oblewać sie potem przygotowując gary dań przeróżnych. Znikła też jedyna, niepowtarzalna ówczesna atmosfera przedswiąteczna. Bo kiedy tuż po 1 listopada sklepy zaczynaja się zapełniac świątecznymi akcesoriami, durnostojkami ,badziewiem wszelkiego rodzaju ,świątecznymi reklamami to znika gdzieś magia świąt, ich niepowtarzalnośc,stają się obiektem marketingu i dla mnie tracą sens.Tak więc dziać się zaczęło po wielkanocy, ktora była dla mnie nijaka i przeleciała niepostrzezenie. A potem był pierwszy  długi weekend i przyjechały moje warszawskie dzieci. Było zimno,  wietrznie ale  nie przeszkodzilo to nam wyruszyć na piewrszą wiosenną wycieczkę.

TROKI- TRAKAI!


Miasteczko niedaleko Suwałk, 28 km. od Wilna , położone na największej z trzech wysp na jeziorze Galwe o bogatej historycznej przeszlości.

Główna ulica, Karaimska- przywitała nas przepięknymi bratkami. Mimo zimna , kwitły pięknie .Ulica Karaimska- ulica zamieszkana przez Karaimów. To lud sprowadzony  z Krymu przez księcia Witolda. .Karaimi spokrewnieni z ludami tureckimi zasiedlali dzisiejsze ziemie Iraku, Iranu, Izraela. Nigdy nie mieli własnego państwa, religia ich opiera sie na St. Testamencie,głównym prorokiem jest Mojzesz a dniem świętym sobota.Jest hermetycznie zamkniętą grupą kultywującą  swoją religię, zwyczaje, kuchnię. Karaimem nie mozna zostać. Trzeba się nim urodzić. Ulica Karaimska - stoją tu drewniane domki żółte, błękitne, zielone. Mają spadziste dachy i i ustawione są szczytem do ulicy. Każdy ma w tej szczytowej scianie 3 okna- jedno dla Boga, jedno dla gospodarza, jedno dla księcia Witolda.Kuchnia  Karaimów słynie  z kibinów- to pierogi nadziane baraniną i pieczone. Sa pyszne.




Budynek błękitny to stara poczta..
Największą atrakcją Trok jest zamek.Budowł go Kiejstut ,wielki Książe Litewski wraz z synem Witoldem   w wieku XIV- V.Zamek ma niezwykle bogatą historię,przechodził różne koleje losu, był zrównany z ziemią , zrekonstruowany " na OKO" bo nie ostała się żadna dokumentacja dotycząca jego architektury. Ponownie nabrał blasku i znaczenia po przystąpieniu Litwy do UE.Częściowo zrekonstruowany , z niezwykle bogatym muzeum przyciaga tłumy z całego świata. Ludzie zaczęli  w Trokach zyc dostatnio i bardzo chwalą decyzję o przystąpieniu do Unii.

























Setki wspaniałych eksponatów dokumentujących życie na zamku   w Muzeum zamkowym.Tłumy turystów   nie tylko  na terenie zamku ale i w całym miasteczku świadczyły o wielkim zainteresowaniu tym  miejscem. Jeśli ktoś zdecyduje się w czasie urlopu odwiedzić suwalszczyznę to zachęcam  do odwiedzin u naszych sąsiadow. 

W drodze powrotnej zajrzeliśmy do pałacu Tyszkiewiczów .






























niedziela, 3 grudnia 2023

Beata

 24 istopada zmarła Beata, mama mojej synowej. Dobry,serdeczny, życzliwy człowiek.Zawsze uśmiechnięta, gościnna, empatyczna. Gościła mnie wiele razy, lubiłyśmy się, lubiłyśmy pogadać, pośmiac się, czasmi kogoś obgadać ale tak przyjażnie.Siedem lat toczyła nierowną walkę z nowotworem. Była bardzo dzielna, znosiła ból, cierpienie godnie,podziwiałam Ją i bardzo współczułam. Nie skarżyła sie. Nigdy. Beatko, gdziekolwiek jesteś  , wiedz,że pamiętam , myślę o Tobie, dziękuję za dobro, ktorego od Ciebie doświadczyłam.


niedziela, 13 sierpnia 2023

Pamięć- niech trwa.

Kolejna podróż do Żmigrodu w tym roku wypadła 4-5-6 sierpnia.Postanowiliśmy ,że darujemy  listopad, tymbardziej ,ze nie ma mozliwości nocowania na Mickiewicza..Postarała się o to pani M.Listopad- to już krótki dzień, zatłoczone drogi, często deszczowo i wietrznie. W tym dniu zaopiekuje się grobem  w Żmigrodzie poproszony o to pan i  rodzeństwo zmarłego. W Krośnie  grobem Rodziców opiekuje sie brat .W tym roku zależalo mi na odwiedzinach grobu w Krośnie, bo w tamtym roku nie wyszło. Żmigród  mimo zapowiedzi deszczu powitał nas  ładną pogodą a grób był w porządku. Postarała sie o to wyjątkowo rodzina  ,we wspólnym grobie leży też ich ojciec , więc czasem się poczuwają.



.
Cmentarz żmigrodzki jest bardzo stary, to kawał historii tego małego, zapomnianego trochę miasteczka.
Zapaliliśmy lampki, pomilczeliśmy, wspomnieliśmy.....Był z nami mój brat, który wspomina swego szwagra serdecznie i zawsze przyjeżdża z Krosna,kiedy my jesteśmy z odwiedzinami.Trzeba było zbierać się, bo dobra pogoda zamieniła się w siąpiący kapuśniaczek. Dotarliśmy do ryneczku. Pięknie odrestaurowany  cieszy oczy i różni się od żmigrodzkich ,zaniedbanych zakamarków. Znależliśmy malutki bar prowadzony przez przez sympatycznego Ukraińca i  ukraińskie przysmaki: czebureki,wareniki, pielmieni.

Były dobre, polecam! Niestety, w barze nie było sanitariatu i ręce mylismy w......


Ryneczek skąpany w deszczu ,zadbany,śliczny.











W historii Żmigrodu jest bardzo tragiczna karta. W 1976  w hali produkcyjnej  Żmigrodzkich Zakładów Roszarniczych  "Żmilen" nastąpił wybuch ,zginęło 20 pracownikow. Pamięć o tej tragedii jest tu wciaż żywa. Zmarłych upamiętniono  na tablicy umieszczonej na kapliczce cmentarnej.

Do Krosna jechaliśmy w strugach deszczu. Zatrzymaliśmy sie w hotelu "Kużnia Smaku. ale ze smakiem nie miał on wiele wspolnego. Nie polecamy i więcej nie skorzystamy..Byliśmy zmęczeni,więc po kolacji w restauracji Okej- smacznej, z miłą obsługą- bardzo polecamy!-wrociliśmy do hotelu. W niedzielę ddalej padało . pojechaliśmy na cmentarz do moich Rodzicow. Nowy wspólny grób prezentuje się przyzwoicie, stroik już mocno nieświeży ale kupiłam nowy, zapaliliśmy znicze, dzieci wspomniały Dziadków, chociaz ich wspomnienia  skąpe. Ale moja pamięć wciąż  żywa i barwna, więc wspomagam i wspominam. Córka była najukochańszą wnuczką ,był czas,ze jako dziecko spędzała tam sporo czasu. Babcia- położna odbierała ją, Babci zawdzięcza życie, bo jako wielkie, ponad 4kilogramowe dziecko urodziła się przyduszona. W dzisiejsze skali Apgar nie wiele miałaby punktów poza wagą.  Babcia wiedziała jak przywrócić jej oddech i zycie.Babci też zawdzięcza swoje imię- Małgosia. Tak zawołala Babcia, kiedy juz trzymała wnuczkę w rękach, cudownych,wszystkowiedzących rękach!.






O spacerze po Krośnie nie było mowy, pożegnaliśmy sie  z moim bratem i ruszylismy w powrotną drogę. Nie zrobiłam aktualnych fotek Krosna, a zmieniło sie ono bardzo. Na niekorzyśc. Zaczęto- pomysł od czapy- podnosić stary most. umacniać brzegi starego koryta Odry, wycięto ponad 700 drzew, zniszczono zieleń, krzewy gdzie gniazdowały wodne ptaki , katastrofa. Beton i bruk w dolnym Krosnie poraża i przeraża.  Fotki  podnoszonego mostu wstawiam dla mego brata  Jana. On pamięta inne Krosno.











Jan, przekazuję ku pamięci.Tacy byliscie piękni i młodzi na tej ulicy Podgórnej!
Resztę wrażeń z podróży do Żmigrodu w  drugiej części...