Jakiś czas temu pisałam o Kazimierzu,którego chciałam przygarnąć ale ostatecznie nie zdecydowałam się ze względu na postępującą chorobę kogoś,z kim dzielę mieszkanie. Bardzo chciałam mieć Kazia.
Ale chyba tak musiało być. Po powrocie do domu czekała mnie niespodzianka:
Czekał na mnie Bolesław. Kociak,na oko 4-5 miesięczny,przywieziony z podsuwalskiej wsi.
W niezłej kondycji, ładne futerko bez pcheł, czyste oczka,uszy i nosek. Ale tak głodny,ze zjadłby miskę z zawartością. Podlascy gospodarze nie bawią się w sentymenty,zwierzę,które nie pracuje jest darmozjadem.
Nie wpuszcza się też go do domu. Są oczywiście chlubne wyjątki ,ale to rzadkość.
Żle się stało,że kociak zawitał pod moja nieobecność,bo podstawowe zasady wprowadzania nowego kota do kilkuletniego rezydenta nie zostały dotrzymane. Frania zareagowała strachem i ucieczką,potem warczała,syczała,usiłowała trzepnąć łapą,w końcu zaszyła się pod kanapą.
To było przedwczoraj,dziś jest znacznie lepiej,staram się korygować popełnione błędy w miarę swojej wiedzy na ten temat.
Ale kocię,ponoć na swoim podwórzu wesołe i żywiołowe jest smutne,dopiero dziś dało się sprowokować do zabawy. Nie wiem co mam zrobić,czy wykastrować i zawieść go na jego wieś,gdzie przez zimę niechybnie umrze z głodu,czy zostawić i pozbawić kontaktu z naturą. Będzie miał u mnie wszystko,ale klatka,nawet złota,pozostaje klatką.Może to minie,kiedy już Franka przestanie się bzdyczyć i warczeć i pozwoli mu się zbliżyć. Ale czy to nastąpi? Boluś zachowuje się odważnie,chodzi po mieszkaniu,Wskakuje na meble,ale te niskie; stół,kanapa itp. na wysokie: półki,regały nie próbuje. Ale od Frani trzyma się na dystans. Dziś obserwowały się :Frania z krzesła,Bolo z podłogi na odległość metra.Frania przychodzi do mnie spać ,ale je mało,w nocy nie chrupie suszu,po mieszkaniu porusza się z rzadka. Wylazła spod kanapy i leży na niej czujnie obserwując intruza. No i kwestia choroby pod wspólnym dachem,boję się,że kiedy ona się rozwinie zabraknie tolerancji na zwierzaki,chociaż to właśnie osoba chora przywiozła Bolusia.i bardzo się nim opiekuje.Po prostu nie wiem co mam robić,jak postąpić,żeby nie skrzywdzić małego,w którym już jestem zakochana a mam nadzieję,że i Frania,jeśli nie pokocha to polubi.W poniedziałek idę do wetki,może tam znajdę jakąś sensowną radę.Dodam,że szanse na znalezienie dobrego domu są żadne, a córce nie podrzucę,bo u niej siedem w domu i drugie tyle na podwórzu.
Nabzdyczona Frania obserwuje teren bardzo złym okiem. Chociaż co chwila powtarzam jej,że jest królową i kocham ją nad życie,chyba nie do końca mi wierzy....
Kotek uroczy. Ciekawi mnie bardzo dlaczego z góry zakładasz, że szanse na znalezienie dobrego domu są żadne? Próbowałaś? Dałaś ogłoszenie? Dobrzy ludzie wciąż szukają kotów, inaczej ja byłabym już z ponad setką... :)
OdpowiedzUsuńPoza tym zawsze możemy zrobić blogową akcję. Nie wiem czy czytasz Kurnik, ale ostatnia akcja skończyła się znalezieniem domu trzem kotom, trzem psom, trzem kozom, kogutowi z kurami i... koniowi. Dziewczyny zrobiły to w weekend. :) W Pastelowym kurniku nie takie rzeczy się działy, zresztą opowiada o tym nasz nowy kalendarz Biała Kura.
http://dzikakurawpastelowym.blogspot.com/2015/10/biaa-kura-krazy.html
No, ale zanim zaczniesz szukać mu domu to może poczekaj trochę. Frania się przyzwyczai może, kto wie czy się nie pokochają.
Powodzenia!
Nie brałam pod uwagę domu poza Suwałkami. Tu sytuacja jest beznadziejna,kotów wolnożyjących i bezdomnych mnóstwo,zwierzętami zapakowane jest jedyne schronisko.Jest odział TOZ ale to fikcja,skontaktowac sie z nimi nie mozna,bo siedziba jest poza Suwałkami, na maile nie odpowiadają,podobnie z telefonem. O domach tymczasowych nie słyszałam,kiedyś mlodziez zajmowała się wolontariatem w schronisku ale teraz cicho na ten temat. Pod względem działań pro zwierzęcych to pustynia. Malca nie oddam na wieś,bo to wegetacja i śmierć,jeśli sytuacja będzie taka,że nóż na gardle,to będę szukać tak jak sugerujesz,w internecie. Na razie czekam i wywabiam Franię z zakamarków, warczy i syczy już nie tak intensywnie i zajadle. Dzięki za wsparcie i informację,pozdrawiam !
UsuńJa myślę, że Frania się przyzwyczai i będą razem spały przytulone do siebie. U mnie są trzy psy, zanim przyjęły nowego do stada upłynęły tygodnie. Tak samo z Franią, zobaczysz, że będzie ok. Jezeli chora osoba przywiozła kotka, to znaczy, że bardzo tego chciała. Zastanów się nad decyzją. Na wieś nie wywieziesz, bo sama wiesz co go czeka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i trzymam kciuki za decyzję na tak:)
oczywiście,ze wieś odpada,za dobrze znam realia,ale zabiorę małemu wolność,on do tej pory nie wiedział co to dom, był na zewnątrz. Czy go nie skrzywdzę dodatkowo,bo u mnie 3 piętro w blokowisku,moze najwyżej wyjść na balkon. Jest smutny,chodzi z kata w kąt,do Frani się nie zbliża,chociaz widzę,że chce kontaktu ale ta nie pozwala,juz nie tak agresywnie ale zawsze. Martwi mnie tez to,że Frania nie chce jeść,mało pije,jest co prawda trochę otyła, ale jeść musi. I tak siedzę i biję się z myślami. Dzięki za słowa otuchy,pozdrawiam.
UsuńDaj im czas, początki zawsze są trudne. Koty to bardzo mądre stworzenia i troskliwi opiekunowie maluchów :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Moja Frania 6 lat była jedynaczką i nie miała kontaktu z innymi kotami. Wzięłam ja z piwnicy w wieku m.więcej 5-6 miesięcy,pewnie nie pamięta kotów,z którymi tam mieszkała. Dzięki za dodanie otuchy,pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń