Nie uznaję świąt z gatunku 1maja,dzień kobiet,walentynki i podobne bzdety.1 maja kojarzy mi się ze znienawidzonymi pochodami-w szkole podstawowej nie sposób bylo się od nich wymigać.Najgorsze były transparenty z idiotycznymi hasłami-musiał je wymyślać dyżurny kretyn ,a my biedne żuczki taszczyliśmy je przez miasto.Ten kto niósł to badziewie miał przechlapane,bo po pochodzie trzeba było zdać to-to w szkole.Nie bylo więc mowy,żeby się urwać z szeregu,jeśli na kogoś padł ten wątpliwy zaszczyt.
W liceum juz można było kombinować,więc przez cztery lata nie 'pochodziłam" ani razu.
Kiedy zaczęłam pracę zawodową rzecz miała się podobnie,ale ponieważ pracowałam w oświacie czasami trzeba było iśc w tej paradzie przymusu i obłudy.
W mojej pamięci utkwiły dwa 1 maje:
Rok chyba 1970,pracowałam w DWDZ w Szklarskiej Porębie i mielismy przerwę turnusową.Na pochód wybrałam się jako obserwator z całą rodziną.R. miał +- 4 lata.Popatrzyliśmy na pochód, przeszliśmy na mostek nad Kamienną i tam na chwilkę przystanęliśmy.Dosłownie na moment spuściłam z oka mego synka i to wystarczyło aby ten mały antychryst wsadził głowę między metalowe pręty w poręczy mostku.
Zrobilo sie piekło,bo delikwent wył i wił się nie mogąc głowy wydostać,jego ojciec toczył pianę,ja-stan przedzawałowy a M.-jego siostra dostała czkawki ze śmiechu. Zebrana wokół gawiedż miała stosowną do uroczystego święta majowego uciechę.Skończyło sie bez kowala i straży pożarnej,jakoś tę łepetynę dało się wyciągnąć bez większych obrażeń ale opowieśc o tym wydarzeniu przetrwała dla potomnych.
Drugi bardzo pamiętny pierwszy maja był w roku Czernobyla.Pracowałam wtedy w bibliotece szkolnej i nie musiałam iść na pochód,którego nie odwołano nawet w takich okolicznościach.Spędziłam ten piękny,upalny dzień na działce z Normisią.Gdybym wiedziała co się stało siedziałabym w domu .
Myślę ,że za moją niewiedzę zapłaciła Norma-nowotworem.
Uuuułahahaaaa! A to ci dopiero! Musiała być niezła jazda nad tą Kamienną, ha,ha,ha.
OdpowiedzUsuń