Za oknem już pierwsi petardowicze,biedne zwierzaki te domowe i te bezdomne. Dlatego jakoś nie żal mi tych z ranami popetardowymi.Mają je na własne życzenie.
Kiedyś spędziłam sylwestra w łazience,bo moja przerażona Normisia schroniła sie w wannie i drżała jak osika,a była dużą,dorodną dożycą.Podobnie rzecz miała się z Misiunią,która nawet kiedy była już przygłucha panicznie się bała.
A generalnie nie lubię sylwestra.Nie wiem dlaczego mam się bawić i cieszyć akurat w ten wieczór i uroczyście witać nowy rok,który stanie się faktem niezależnie od hucznych zabaw i fajerwerków.Wraz z nim każdemu przybędzie kolejna zima?wiosna?
Z sentymentem wspominam jedynie mój pierwszy,prawdziwy sylwester. Miałam prawie 16 lat i mnóstwo powodów do radości i szampańskiej,choć bez szampana,zabawy.
Dorosłe sylwestry kończyły się mało zabawnie a nowy rok zaczynał się smutno i bez uśmiechu.Dlatego po pamiętnym sylwestrze w Krzywym u Mordziatej powiedziałam:dość i wieczór ten spędzam z ciekawą książką ,filmem lub czasem z Poleczką i Kojotkiem,kiedy MiM decydują się na na sylwestrowe ekscesy.
I tak jest dobrze i zgodnie z sobą czyli ze mną.
Dzisiejszy wieczór będzie właśnie taki,z kocią grzejącą mi nogi i mruczącą życzenia noworoczne. Do Siego!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz