Zamieszlakiśmy w 10 pokojowym mieszkaniu,za ścianą była (oficjalnie) fabryka zegarów.Nieoficjalnie -produkcja taka bardziej wybuchowa.Ale kto wie jak było naprawdę.Tam pracował mój ojciec.
Mieszkanie było dla mnie zmorą.Ogromna powierzchnia do sprzątania, którego część była moim obowiązkiem to tylko ułamek utrapienia.Musiałam schodzić do piwnicy po drzewo (piece kaflowe) a tam jak szeptano powiesił się zdesperowany klęską Vaterlandu Niemiec. Wyobrażnię od dziecka miałam ho,ho albo i lepiej.....Potem się oswoiłam i zimą chomikowałam tam tzw.golfy,czyli ciepłe gacie przed wymarszem do szkoły.Mieszkanie było na parterze i tu znów opowieść jak u A.Christie: do pewnego mieszkania na naszej ulicy złodziej próbował wejśc oknem(parter!!).Gospodarz zorientowawszy co się święci wziął siekierę znienacka otworzył to okno i uciął niecną rękę włamywacza.Nazajutrz nie wrócił z pracy a pod wieczór ktoś zostawił pod jego drzwiami walizkę.Znalazła i otworzyła ją żona: w środku był poszatkowany małżonek...A ja często z braćmi zostawałam w nocy sama,kiedy rodzice pracowali na nocnych zmianach...
ŚWIEBODZICE,ul .WAŁBRZYSKA |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz